Chore płaciły 15 tys. zł miesięcznie. 2 lata trzeba było czekać na zmianę

Chore płaciły 15 tys. zł miesięcznie. 2 lata trzeba było czekać na zmianę

Rynekzdrowia.pl

Po zakończonym leczeniu raka piersi pacjentki są monitorowane w ośrodkach wysokospecjalistycznych. Tymczasem 5 lat po zakończeniu terapii mogą wrócić do skriningu, co będzie znacznie mniej kosztowne. Takich chorych powinno być w przesiewie 30-40 tys., ale w ub.r. było ich poniżej 2 tys. - mówi prof. Piotr Rutkowski.

W raku piersi sukces, w raku pęcherza moczowego – oczekiwanie

Podczas sesji "Od lekarza pierwszego kontaktu do szpitala – jak wygląda opieka nad pacjentem onkologicznym" w ramach X Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach eksperci mówili o problemach związanych z leczeniem nowotworów w Polsce.

Dr hab. Jakub Żołnierek, członek zarządu Stowarzyszenia Polska Grupa Raka Nerki przypomniał, że rozsiany rak pęcherza moczowego stanowi duże wyzwanie w leczeniu. Chemioterapia jest postępowaniem skutecznym, ale toksycznym – ok. 50 proc. pacjentów nie może jej otrzymać ze względu m.in. na zły stan ogólnej sprawności. Z kolei dostęp do alternatywnych terapii jest utrudniony.

„Program lekowy, który powstał w 2022 r. był dużym krokiem naprzód. Pojawiła się w nim immunoterapia podtrzymująca w leczeniu paliatywnym, czy uzupełniająca, podawana po operacji, w celu zmniejszenia ryzyka nawrotu. Nie mamy natomiast nadal możliwości wykorzystania immunoterapii jako samodzielnej linii leczenia, którą można zaoferować pacjentowi zamiast chemioterapii. W kolejce czeka też wiele innych opcji, które udokumentowały swoją skuteczność w badaniach klinicznych” – wskazywał.

Dr Katarzyna Pogoda z Kliniki Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie mówiła o sytuacji pacjentek z hormonozależnym rakiem piersi HER2 ujemnym o wysokim ryzyku nawrotu.

„Rak hormonozależny to najczęstszy typ raka piersi – jest on diagnozowany u ok. 70 proc. pacjentek. Pewna grupa chorych ma chorobę zaawansowaną miejscowo, ale nadal możemy ją wyleczyć. Stosowana jest wówczas chemioterapia i długo, do 10 lat, podawana hormonoterapia. Rokowanie znacząco poprawia dołączenie przez 2-3 lata do terapii inhibitorów CDK4/6, które sprawdzają się także w chorobie przerzutowej. Na taką terapię czekaliśmy. Od kwietnia br. jeden z tych leków (abemacyklib – przyp. red.) wchodzi do refundacji. Szacunkowo będzie mogło skorzystać z tego leczenia ok. 1 tys. chorych rocznie” – zaznaczyła specjalistka.

"Dzięki nowej liście refundacyjnej sytuacja się normuje"

Magdalena Kardynał, prezes zarządu Fundacji Omealife Rak Piersi Nie Ogranicza zauważyła, że pacjentki czekały na ten lek ponad dwa lata.

„Część mogła być nim leczona dzięki badaniom klinicznym, części udało się dostać terapię w ramach tzw. wczesnego dostępu, ale wiele chorych musiało kupić lek za własne pieniądze. Jeśli można go było kupić w aptece szpitalnej, koszt wynosił do 6,5 tys. zł, ale przy realizacji recepty w aptece poza szpitalem było to już 15 tys. zł. Dzięki najnowszej liście refundacyjnej sytuacja się normuje – podkreślała.

„Teraz czekamy na refundację terapii dla pacjentek z rakiem piersi HER2 low. Na razie chore mogą liczyć na dostęp do niej w ramach RDTL, ale otrzymujemy sygnały, że lekarz przekazuje pacjentce informację, że nie otrzymała refundacji, podczas gdy w rzeczywistości wniosek o ratunkowy dostęp do terapii w ogóle nie został złożony. Problemem pozostaje fakt, że pacjentki nie mają dostępu do wniosków w swoich sprawach i nie są w stanie śledzić ich losów. To mocno narusza zaufanie chorych do systemu opieki zdrowotnej” - mówiła.

Mateusz Oczkowski, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji w Ministerstwie Zdrowia zwrócił uwagę, że sprawa prywatnych zakupów leku przez pacjentki z rakiem piersi pokazuje, jakie są różnice między ceną oficjalną i ceną, jaką udaje się uzyskać w negocjacjach cenowych.

„Apteki nie mogą oczywiście znać tej drugiej. Dochodzi do tego element 25-procentowej marży detalicznej, jaką apteka ma prawo za każdym razem dodać do leku. To lekcja na przyszłość dla firm farmaceutycznych, że nie należy sztucznie wydłużać procesu refundacyjnego – w przypadku abemacyklibu było to drugie podejście. Oferta, jaką przedstawiło Ministerstwo Zdrowia, została w końcu zaakceptowana, tyle że po dwóch latach. Obliczyliśmy, że w puli leków, które przechodziły taką podwójną ścieżkę refundacyjną, oszczędności sięgają już 0,5 mld zł. Okazuje się zatem, że negocjacje cenowe są konieczne – ocenił.

"Wykorzystujmy badania przesiewowe po zakończeniu leczenia raka piersi"

Prof. Piotr Rutkowski, kierownik Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie, przewodniczący zespołu ministra zdrowia ds. Narodowej Strategii Onkologicznej, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Onkologicznego odnosił się do sytuacji w profilaktyce raka piersi.

„Zgłaszalność na badania profilaktyczne w kierunku raka piersi w ramach ogólnopolskiego programu badań przesiewowych wynosi dziś 32 proc. Dramatycznie spadła, kiedy kobiety przestały być aktywnie zapraszane na mammografię. Przed nami duże wyzwanie, bo NSO zakłada, że do 2027 r. zgłaszalność powinna wzrosnąć do 70 proc. – wskazywał.

„Według naszych badań ankietowych o zgłaszalności decydują dwa czynniki: ukierunkowana informacja i rozmowa z lekarzem, dlatego teraz potrzebna jest aktywizacja lekarzy rodzinnych. Obserwujemy również, że zgłaszalność jest lepsza tam, gdzie funkcjonuje opieka koordynowana. Ponadto już trzeci rok pracujemy nad wprowadzeniem profilaktyki raka piersi do medycyny pracy, która w dużym stopniu obejmuje kobiety, które powinny zgłaszać się na badania przesiewowe. Ministerstwo Zdrowia powinno także wykorzystać proste narzędzie, jakim jest Indywidualne Konto Pacjenta. To tam powinny trafiać zaproszenia na mammografię wraz z informacją, gdzie w najbliższej okolicy można wykonać to badanie – wymieniał.

„Istotnym elementem, który mamy do dyspozycji, ale go nie wykorzystujemy, są też badania przesiewowe po zakończeniu leczenia raka piersi. Pacjentki są monitorowane w ośrodkach wysokospecjalistycznych, co jest znacznie bardziej kosztowne. Tymczasem 5 lat po zakończeniu terapii pacjentka może wrócić do skriningu. Takich chorych powinno być w przesiewie 30-40 tys., ale w ub.r. było ich poniżej 2 tys.” – zauważył.

"Opłaca się iść w kierunku przyjaznych form podawania leków"

Dr Michał Seweryn, specjalista zdrowia publicznego i epidemiologii, prezes Econmed Europe mówił o korzyściach wynikających ze stosowania przyjaznych form podawania leków, odnosząc się do raportu przygotowanego przez Econmed na przykładzie raka płuca.

„Sytuacje, w których pacjent musi przyjechać do ośrodka raz na dwa tygodnie na podanie dożylne, mocno różnią się od sytuacji, w których pojawia się on raz na trzy miesiące po lek w tabletkach lub w zastrzyku. Obciążenie personelu medycznego i szpitalnej infrastruktury jest w obu tych przypadkach zupełnie inne” – przekonywał.

„Szacujemy, że brakuje nam w systemie ok. 500 onkologów. Sytuacja kadrowa nie poprawi się szybko, dlatego musimy optymalizować model leczenia nowotworów idąc w kierunku bardziej przyjaznych form podawania leków. Kierunek ten może również ograniczyć koszty po stronie pacjentów, którzy obecnie dojeżdżają często do ośrodków oddalonych o kilkaset kilometrów na podanie leku” – zauważył.

„Optymalizujmy zatem model leczenia onkologicznego w kierunku przyjaźniejszych form leczenia po to, by pacjenci w mniejszym stopniu angażowali małe zasoby kadrowe, którymi dysponujemy, ale też by zmniejszyć koszty społeczne” – wskazywał.

„Powinniśmy zacząć rozumieć ekonomikę zdrowia przez szerszy pryzmat. Ekonomika zdrowia to nie jest nauka o tym, w jaki sposób jak najbardziej obniżyć koszty czy wydatki płatnika. Ekonomika zdrowia pokazuje, jak efektywnie wykorzystać dostępne środki finansowe, aby zapewnić pacjentom jak największą wartość. Najszerszym spojrzeniem jest perspektywa społeczna – uwzględnia nie tylko wydatki NFZ, ale także ZUS, pacjentów i ich rodzin. To także koszt, jaki ponosi całe społeczeństwo z powodu utraconej aktywności zawodowej chorych i ich bliskich – zaznaczył dr Seweryn.

Anna Kupiecka, prezes Fundacji Onkocafe – Razem Lepiej, wiceprezes Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej podkreślała, że pożądane jest wszystko, co przybliży nas do tego, aby pacjent przebywał w placówce jak najkrócej.

„Należy także pochylić się nad kosztami pośrednimi, które wiążą się z kwestią terapii podskórnych i doustnych. Na szczęście Ministerstwo Zdrowia dostrzega ten problem, o czym świadczy wiele ostatnich refundacji. Widać wyraźnie, że przynosi to korzyści pacjentom, którzy coraz częściej pracują w trakcie leczenia, i samemu systemowi – mówiła.

Leczenie żywieniowe. "To olbrzymi problem systemowy"

Maciej Sikora, prezes Organizacji Rozwoju Leczenia Żywieniowego przypomniał, że leczenie żywieniowe w onkologii oznacza dla pacjenta zwiększenie szansy na przeżycie, a dla systemu – gigantyczne oszczędności, które można spożytkować na leczenie innych chorych.

„Terapie onkologiczne ratują życie, ale wyniszczają organizm. Jak wskazuje wiele statystyk, w Polsce ok. 20 proc. chorych na nowotwory umiera nie z powodu choroby, ale z powodu wycieńczenia, będącego najczęściej konsekwencją niedożywienia. Jednocześnie według wszelkich badań pacjenci niedożywieni znacznie gorzej odpowiadają na leczenie, na które wydajemy olbrzymie pieniądze. Pacjenci niedożywieni przebywają ponadto w szpitalu dwukrotnie dłużej niż odpowiednio odżywieni, generując tym samym duże koszty” – argumentował.

„W kontekście leczenia żywieniowego mamy do czynienia z olbrzymimi problemami edukacyjnymi i systemowymi, które musimy zacząć rozwiązywać. Potrzebna jest otwartość resortu zdrowia, NFZ i dyrektorów szpitali na edukowanie personelu medycznego oraz otwartość personelu medycznego na edukację. Procedury są gotowe, a wiedza – dostępna” – ocenił.

Źródło: rynekzdrowia.pl