"Nasze pielęgniarki. Nasza przyszłość. Opieka nad pielęgniarkami wzmacnia gospodarkę"

"Nasze pielęgniarki. Nasza przyszłość. Opieka nad pielęgniarkami wzmacnia gospodarkę"

Onkologia.edu.pl

Międzynarodowy Dzień Pielęgniarek i Położnych, obchodzony 12 maja, w tym roku przenosi uwagę na zdrowie i dobre samopoczucie kadry pielęgniarskiej. Hasło przewodnie: „Nasze pielęgniarki. Nasza przyszłość. Opieka nad pielęgniarkami wzmacnia gospodarkę” wybrane przez Międzynarodową Radę Pielęgniarek (ICN) podkreśla kluczową rolę pielęgniarstwa we wzmacnianiu gospodarek i ulepszaniu systemów opieki zdrowotnej, a więc zapewnianiu wysokiej jakości opieki, która jest kluczowa dla zdrowia całego społeczeństwa.

Niezbędne do funkcjonowania systemów opieki zdrowotnej, jak podkreśla dr Pamela Cipriano, przewodnicząca ICN, jest realne wsparcie dla zdrowia i dobrego samopoczucia pielęgniarek. To one każdego dnia stają w obliczu wielu wyzwań zarówno fizycznych, jak i psychicznych, emocjonalnych i etycznych. Poprawa ich zdrowia oraz pomoc w codziennym wykonywaniu obowiązków zawodowych poprzez wcielenie w życie praktycznych rozwiązań jest fundamentem tegorocznego apelu Międzynarodowej Rady Pielęgniarek zawartego w „Karcie na rzecz zmian”. Apel ten wzywa wszystkie organizacje i rządy do doceniania, ochrony, szacunku i inwestowania w kadrę pielęgniarską dla zrównoważonej przyszłości pielęgniarstwa i opieki zdrowotnej.

Wyzwania i trudności

Pielęgniarstwo jest nie tylko profesją wymagającą ogromnego zaangażowania, wysiłku oraz wieloletniej edukacji, lecz też swoistą misją nieustannego niesienia pomocy pacjentom. Każdy dzień pracy przepełniony jest licznymi problemami, trudnościami i wyzwaniami, które nierzadko wpływają destrukcyjnie na zdrowie fizyczne i psychiczne kadry pielęgniarskiej. O problemach zdrowotnych, z którymi mierzą się dziś pielęgniarki, mówi Danuta Golian, pielęgniarka za Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie.

Jak praca zawodowa wpływa na pani zdrowie fizyczne i samopoczucie?

Trudno jest rozdzielić zdrowie fizyczne i samopoczucie, bo jest to ogólnie pojęta psychosomatyka. Ale myślę, że głównym czynnikiem, który negatywnie wpływa na zdrowie w pracy pielęgniarki jest stres i jego pochodne. To jest praca obarczona dużym czynnikiem stresogennym. Oddział, na którym pracuję, cechuje się pacjentami, którzy są w młodym wieku, często w stanie zagrażającym ich życiu, więc po prostu liczymy się z tym, że mogą niestety odejść. To są też zgony nagłe. Przypadki nagłej śmierci powodują silny stres. Obniżeniem komfortu życia fizycznego i psychicznego jest też ciężka, fizyczna praca. Praca „na nogach” podczas 12-godzinnych dyżurów – ja w takim systemie zmianowym pracuję. Zdarzają się „okienka”, bo dużo czasu poświęcamy też na uzupełnienie dokumentacji. W systemie, który obowiązuje w danym szpitalu musi być odnotowany każdy zabieg, każda tabletka, każda ampułka, każda wykonana procedura. Ale to też wiąże się z wymuszoną pozycję przez 2-3 godziny, co nie jest dobre dla psychomotoryki ciała.

Zmianowość, czyli rozregulowany tryb dobowy. Pielęgniarki często cierpią na bezsenność. Trudno jest nam zasnąć, wybudzamy się w ciągu nocy. System pracy nocnej też nie jest usystematyzowany tak, że mamy tydzień nocy i tydzień wolnego. Nie, to są np. 2 noce w tygodniu, w drugim tygodniu jedna noc, w następnym 4 noce w związku z tym rytm biologiczny jest mocno zakłócony. Trudno później „wyjść na prostą”. Żyjemy na sinusoidzie, raz jest lepiej, raz gorzej, jeśli chodzi o radzenie sobie ze zdrowym snem.

Gdy tego snu brakuje pojawia się zmęczenie, tzw. chroniczne zmęczenie, i uważam, że pielęgniarki w związku z tym powinny mieć dłuższe urlopy, bo regeneracja, w miarę upływu lat spędzonych w pracy, przebiega dłużej. Jak wszyscy wiemy, średnia wieku pielęgniarek w Polsce jest wysoka, to ok. 50 lat, czyli panie potrzebują dłuższego wypoczynku, żeby uzyskać tę homeostazę, równowagę. To jest reakcja łańcuchowa. Gdy jest bezsenność, rozregulowany sen i zmęczenie – spada odporność na choroby. Często zapadamy na różne infekcje. Po wieloletniej pracy troszkę inaczej funkcjonują mechanizmy autoimmunologiczne, mamy kontakt z różnymi patogenami, więc też nasz organizm się uodparnia. Jeśli jednak człowiek jest notorycznie zmęczony i niedospany, bardzo łatwo zapada się na infekcje. Generalnie, jak obserwuję u koleżanek, one nie zapadają na ciężkie choroby z 40 stopniową gorączką, są to częste, ale łagodne infekcje. Podobne sytuacje obserwuję u członków mojej rodziny – gdy oni zachorują to „zalegają”, jest to wtedy 5 dni choroby, ale potem są długie okresy niechorowania, u nas natomiast tak nie ma. Ciągle coś nam dolega: kaszel, ból kości, takie delikatne objawy infekcji, ale zdarzają się dosyć często.

Pielęgniarki często też zapadają na różne alergie, i z perspektywy wieloletniej pracy myślę, że ma to bezpośredni związek z wykonywaniem zawodu. Na to ma wpływ notoryczny kontakt ze szkodliwymi substancjami, środkami dezynfekcyjnymi w dużym stężeniu i pojawiają się reakcje nadwrażliwości, głównie skórnej, czasem również oddechowej. Obserwujemy różne atopie – atopowe zmiany na dłoniach. Konieczność ciągłego pracowania w rękawiczkach lateksowych bardzo wysusza dłonie.

Wracając do dyskomfortu psychicznego – stres związany jest z presją czasu. Musimy wszystko wykonywać w określonych godzinach, ale między tymi ustalonymi, godzinowymi zabiegami, jest również mnóstwo nieterminowych, poza wyznaczonymi godzinami posiłków pacjentów, jak np. podanie insuliny. Są też przyjęcia pacjentów podczas dyżurów, ja pracuję na oddziale, gdzie rotacja pacjentów jest duża. Są krótkie pobyty, 10-dniowe, a oddział jest duży, 45-łóżkowy, więc przyjęć i wypisów na każdym dyżurze jest bardzo dużo. Przyjęcie danego pacjenta wymaga dużo czasu. Każdemu należy poświęcić ok. 40 min., żeby go przyjąć, wypełniając wszystkie należne procedury. Ta presja czasu w sytuacjach, gdy stoi nade mną lekarz z plikiem zleceń lekarskich, które mam obowiązek wykonać natychmiast, bo on jak najwcześniej musi mieć wyniki badań, które są niezbędne do wdrożenia odpowiedniego leczenia. Czasem ta presja wywołuje irytację , rozdrażnienie, że nie zrobiłam czegoś, co powinnam zrobić. Nawał zadań w danym czasie bardzo negatywnie wpływa na zdrowie. Tak kolokwialnie porównujemy naszą pracę do taśmy produkcyjnej. Kiedy wydaje się, że ta taśma jest już pusta to nagle na nią spada dodatkowa ilość towaru do posegregowania, nalepkowania, itp. Kiedy wydaje nam się, że wszystko zrobiłyśmy, że możemy złapać oddech to pojawiają się kolejne rzeczy do zrobienia.

Wyczerpujące jest też ciągłe emocjonalne zaangażowanie. Doświadczone i profesjonalne pielęgniarki tego już nie odczuwają, nie angażują się osobiście. My już wiemy, że nie należy skarać dystansu z pacjentem. Pracuję na oddziale psychosomatycznym, choć takie odziały są wszystkie, bo psyche od somatyki bardzo trudno rozdzielić. Jesteśmy dodatkowo szkolone do tego, ja radzić sobie z emocjonalnością.

Pielęgniarka podlega też stałej ocenie. Oprócz przełożonego, na okrągło oceniają nas również współpracownicy, pacjenci i ich rodziny. Ta stała ocena również działa stresująco. Może to innego rodzaju stres, ale ciągłe mam wrażenie, że ktoś mi patrzy na ręce, że muszę być perfekcyjna.

Czy praca odciska piętno na pani życiu prywatnym? 

Staram się oddzielić pracę od życia rodzinnego, zamykać na klucz drzwi oddziału i nie przenosić pracy do domu. Oczywiście, nie od razu tak było. To jest proces, nad którym trzeba pracować. Nie zawsze jednak jest to możliwe. Oczywiście, są różne dyżury, lżejsze. Są też takie przypadki, kiedy umiera młody pacjent. To są najgorsze sytuacje, ja wtedy niestety zabieram tę śmierć do domu, przynajmniej na jakiś czas. Analizuję, czy mogłam zrobić coś więcej, czy uchwyciłam wszystko. Ma to odbicie na moim życiu prywatnym, bo nie jestem już tak bardzo zaangażowana w życie rodziny, jestem rozbita. Umyka mi to, co mówią dzieci. Wypracowałyśmy sobie z koleżankami takie różne sposoby radzenia sobie z takimi sytuacjami, bo wszystkie mamy ten problem. Dzwonimy do siebie i omawiamy problemy albo umawiamy się poza pracą i „przegadujemy” je.

Na życie rodzinne ma też wpływ zmianowość pracy –mamy nie ma w nocy w domu. Gdy dzieci były malutkie przez wiele nocy nikt nie czytał im bajek, nie przytulał, przez co bardzo cierpiałam emocjonalnie. Nie wszyscy tatusiowie są w stanie przejąć rolę matki. U nas dodatkowym obciążeniem również była zmianowa praca męża. Chociaż plusem tego było to, że nie musieliśmy się martwić o opiekunki dla dzieci, ale minusem było to, że się mijaliśmy. Obecnie dzieci są dorosłe i nie musimy się starać o zapewnienie im opieki, ale nadal nie widujemy się z mężem często. Pracujemy również w niedzielę i święta, więc nie możemy stworzyć domu, jak u większości rodzin, u których święta są spędzane wspólnie. Mamy często wtedy nie było w domu, a w niedzielę bardzo często. Kiedy dzieci były małe bardzo z tego powodu cierpiały, bo w domach ich rówieśników odbywała się taka tradycyjna wigilia, podczas której obecni byli oboje rodzice, a mnie często brakowało. To też rodzi u mnie taki żal, bo pewne rzeczy umykają, a nie da się tego straconego czasu nadrobić.

Z jakimi dylematami etycznymi i moralnymi najczęściej się pani mierzy?

W mojej pracy dylematem moralnym jest to, co wspomniałam, że nie mam sprzętu, za pomocą którego mogłabym lepiej opiekować się pacjentem. Poza tym – sam pacjent. Mam obowiązek szanować jego autonomię, jego samostanowienie. Często pacjent nie chce leczenia, nie chce przyjmować leków, nie chce danej iniekcji, kroplówki, a ja mam świadomość, że jest to dla jego dobre. On jest tu po to, by to przyjął, bo przyspieszy to jego proces zdrowienia lub też w ogóle umożliwi. Szczególnie jest to dylemat z pacjentem psychiatrycznym. Ja rozumiem jego problemy, ale nie zawsze są wywołane zaburzeniami psychicznymi. Duża jest tutaj rola pielęgniarki, bo ja muszę bardzo dużo czasu poświęcić, żeby wytłumaczyć wszystko pacjentowi, żeby go przekonać, zmotywować. Poza tym pacjenci bardzo często nie przestrzegają zasad obowiązujących w szpitalu, które obowiązują, np. konkretne wizyty, wyjścia w określonych godzinach, a pacjenci się buntują, uważają, że mają do tego prawo. Pielęgniarka musi wszystkiego pilnować, żeby rytm pracy nie został zaburzony. Edukacja, uświadamianie zagrożeń, uświadamianie rodziny pacjenta. Poza tym pracuję też z pacjentem unieruchomionym i jest za mało czasu, którego trzeba dla każdego pacjenta rozdzielić sprawiedliwie. Wiadomo, że pacjent na sali szczególnej obserwacji wymaga więcej uwagi, ale też są pacjenci w pozostałej części oddziału, którzy też źle się czują, i oni też potrzebują mojego czasu. Bycie profesjonalną pielęgniarką, która zaspokoi wszystkie potrzeby pacjenta jest dziś niemożliwe. Nawet jeśli zrezygnuję z własnych posiłków i czasu wolnego, a jest nas 2 na dyżurze, to wszystkie potrzeby pacjentów nie zostaną zaspokojone. To też jest dylemat moralny, bo oni są nie doopiekowani tak, jak być powinni.

Jakie są najczęstsze zagrożenia w miejscu pracy, które rodzą najsilniejsze obawy?

Na moim oddziale największym zagrożeniem jest agresja pacjenta. Kiedy przywożeni są pacjenci z majaczeniem alkoholowym, z rozpoznaniem występowania urojeń i omamów i wtedy jest sprawa bardzo prosta, bo wiem, jak z takim pacjentem postępować. W trakcie jego pobytu on może się uwolnić z unieruchomienia i wtedy bardzo wiele moich koleżanek przebywało na bardzo długich zwolnieniach w związku z pobiciem, podduszeniem, z uszkodzeniem i połamaniem kończyn, rozbiciem twarzy. Z tyłu głowy zawsze mam to, że pacjent może mi zrobić krzywdę. Na innych oddziałach to ryzyko jest zapewne mniejsze, ale pacjenci cierpią na różnorodne choroby, w tym nowotworowe i również mogą doświadczać różnych kryzysów psychicznych. Pośrednim zagrożeniem są wszystkie kwestie o których mówiłam, środki dezynfekujące, stres.

Czy czerpie pani satysfakcję z pracy? 

Ogromną. Pomimo tego wszystkiego nie wyobrażam sobie, że mogłabym wykonywać inny zawód. Gdybym wybierała drugi raz swoją ścieżkę kariery, byłaby to na pewno praca pielęgniarki. Aczkolwiek ja podjęłam tę decyzję w wieku 15 lat, wtedy wstąpiłam do liceum medycznego, i choć to nie była przemyślana decyzja, okazała się trafna. Satysfakcję z pracy czerpię ogromną.

Oczywiście dużo jest czynników, które osłabiają tę satysfakcję. Jeszcze kilka lat temu były to niskie zarobki. Kwestia finansowa ma ogromne znaczenie z satysfakcji w każdej pracy. Obecnie pielęgniarki zarabiają godnie, więc jest to dodatkowy czynnik, który podnosi ten stopień satysfakcji, ale są również rzeczy, które ją obniżają, np. zły stan ekonomiczny szpitala. Tak się wydawać by mogło, że cóż on może mieć znaczenie? Ma, ponieważ ja wiem, jakim sprzętem powinnam dysponować, jakimi opatrunkami w przypadku danego pacjenta. A ja tego nie mam, ponieważ sytuacja finansowa szpitala nie pozwala na ich zakup z powodu zbyt wysokiej ceny. Miałabym dużo większą satysfakcję, bo wiem, że ta rana, by się lepiej goiła, gdybym użyła bardziej profesjonalnych środków niż tych, które są dostępne. Uczestniczymy w różnych kursach, bo pielęgniarki muszą się ciągle doszkalać, i na każdym z tych spotkań są firmy, które reklamują swoje produkty. Ja teraz jestem świeżo po kursie leczenia ran i tam oferowane były różne super opatrunki, ja wiem, przychodząc do pracy, że nie będę miała takich wysoce profesjonalnych produktów, ponieważ są bardzo drogie.

Satysfakcję z pracy obniża też nadmiar obowiązków. Jak mogę być usatysfakcjonowana z pracy, gdy wykonuję zabieg za zabiegiem? Nie mam czasu odbycia normalnej rozmowy z pacjentem, a edukacja na moim oddziale jest podstawą. Staram się nadrabiać ten brak, kiedy są lżejsze dyżury, bo mam świadomość, że jest to dobre zarówno dla pacjenta, jak i dla mnie. To jak wyedukuję pacjenta, będzie miało ogromne znaczenie w procesie jego zdrowienia, a tym samym podniesie moją satysfakcję.

***

Międzynarodowy Dzień Pielęgniarek (IND) obchodzony jest na całym świecie 12 maja w rocznicę urodzin Florence Nightingale. To dzień uznania i wdzięczności dla pielęgniarek i położnych za ich nieoceniony wkład w opiekę zdrowotną, ich profesjonalizm, empatię i oddanie pacjentom.

Na podstawie: https://www.icn.ch/news/icn-puts-wellbeing-nurses-centre-international-nurses-day-2025